Transport publiczny w Dublinie

Jeden z czytelników bloga zwrócił mi ostatnio uwagę, że ciężko mu określić na podstawie moich wpisów jaki tak naprawdę jest transport publiczny w Dublinie. Zdarza mi się narzekać, innym razem piszę, że nie jest tak źle. To prawda, jeśli chodzi o jego niezawodność moja opinia zmienia się sezonowo, ale mój punkt widzenia na pozostałe kwestie (ceny, wygoda) jest raczej stały. Uznałem więc – jako że mieszkam w Dublinie już dwa lata i jako takie zdanie w temacie mogłem sobie wyrobić – że pora zebrać do kupy większość moich przemyśleń w tym temacie…

[Aktualizacja: Wrzesień 2020] Na końcu wpisu dodałem akapit z objaśnieniem czym jest Luas, Dart i gdzie można znaleźć więcej informacji o nich.

Jak się jeździ?

Jak już napisałem, moja opinia o transporcie publicznym w Dublinie zmienia się wraz z porami roku – latem, kiedy częściej biegam czy chodzę na piechotę i rzadziej marznę na przystankach moja opinia jest umiarkowanie pozytywna: autobusy kursują dość regularnie (zaznaczam, „mój” autobus ma na większości trasy do dyspozycji wydzielony buspas, co nie jest „standardem”), Dart jeździ szybko i na czas (w godzinach szczytu miewa kilka minut opóźnienia) – da się żyć.

Zimą moja opinia zmienia się na jednoznacznie negatywną: autobusy jeżdżą w kratkę, przez ogólnie gorsze warunki na drogach częściej stoją w korkach, a tłok w godzinach szczytu staje się tak duży, że zaczynają one omijać przystanki, bo są przepełnione; Dart zalicza regularnie opóźnienia po 10-15 minut (4-5 minut to „dobre” spóźnienie), a do tego jest tak zapchany, że nie zawsze uda się wsiąść. Regularnie zdarzają się awarie – to ciężarówka uderzyła w tunel po którym jedzie Dart i trzeba zrobić inspekcję, to sam Dart się zepsuł – czasami wszystko „stoi” przez godzinę albo dłużej.

Wygoda – tu też bywa różnie. Sam standard autobusów jest akceptowalny (lepszy niż stare Ikarusy, ale zdecydowanie gorszy niż w najnowszym taborze Wrocławskiego MPK), trochę gorzej z czystością, włączając w to współpasażerów… Dart i Luas zarówno w kwestii standardu jak i czystości są moim zdaniem lepsze, choć też bez rewelacji.

Biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie kwestię niezawodności i wygody, mógłbym powiedzieć, że komunikacja jest średnio-kiepska, ale… Nie jest.

Ile to kosztuje?

Mówiąc wprost – komunikacja miejska w Dublinie jest po prostu absurdalnie droga, w stosunku do jakości: bilet jednorazowy (płatny LeapCardem) na autobus to 2.05 lub 2.60 EUR (pomijam bilet 1-3 Stages za 1.50 EUR, bo to odcinek, który w godzinach szczytu szybciej można przejść na piechotę), a biletów czasowych nie ma (!). Dart też do tanich nie należy, ale tu relacja jakości do ceny jest akceptowalna. Luas jest pod względem ceny i jakości chyba najlepszy, ale pokrywa stosunkowo mały obszar miasta, a do tego jego dwie linie nie są ze sobą połączone, więc też nie rozwiązuje problemu. Istnieje co prawda górny limit dziennych i tygodniowych wydatków Leap Carda, powyżej którego już nie płacimy, ale jest on stosunkowo duży, szczególnie jeśli ktoś jeździ kilkoma różnymi środkami transportu (40 EUR tygodniowo).

Na plus – Tax Saver; jeśli Wasz pracodawca go oferuje, to możecie za stosunkowo rozsądną cenę kupić bilet miesięczny na wybrane środki transportu. Aczkolwiek należy pamiętać, że opłaca się on na ogół dopiero wtedy, kiedy jeździmy z przesiadką, albo mamy do pokonania bardzo daleką (drogą) trasę. Bez tego – płacz i płać.

Co jeszcze?

Następny minus – brak rozkładów jazdy autobusów, podczas gdy elektroniczna informacja o czasie pozostałym do przyjazdu autobusu jest dostępna tylko na przystankach w centrum i na „ważniejszych” przystankach na pozostałej części trasy. W pozostałych przypadkach mamy jedynie informację o tym jak często jeździ autobus, o której rusza z zajezdni oraz jakie są orientacyjne czasy przejazdu między kilkoma wybranymi przystankami. Absurd? Nie, witamy w Dublinie!

Na koniec dorzućmy jeszcze regularne strajki, które potrafią zamienić poranny dojazd do pracy w prawdziwy koszmar.

Źle, źle, źle…

Tak to mniej więcej wygląda. Czasami bywa nieźle (proszę wziąć poprawkę na to, że mieszkam koło linii autobusowej, która ma wydzielony buspas na prawie całej długości trasy!), ale za całokształt wystawiam w skali szkolnej „dostateczny na szynach” – da się jeździć, da się być na czas, ale ciężko udawać, że jest dobrze, skoro nie jest. Naprawdę trudno nie narzekać.

Na poprawę humoru, mój ulubiony mem związany z tematem:

Bus meme

Objaśnienia

Dla tych, którzy z transportem publicznym w Dublinie dopiero się zapoznają dołączam objaśnienia:

  • Luas – tramwaj. W momencie pisania tego wpisu istniały dwie, niepołączone ze sobą linie: zielona (południowy Dublin – centrum) oraz czerwona (południowy zachód / zachód Dublina – centrum). Obecnie zielona linia została przedłużona na północ miasta, i przecina się z linią czerwoną, co znacząco poprawiło „sensowność” tego rozwiązania. Więcej informacji tutaj.
  • Dart – pociąg podmiejski / miejski. Kursuje na linii północ – południe, blisko wybrzeża, w Dublinie głównie po wschodnim obrzeżu miasta (lub w jego pobliżu), na krótko tylko „odbijając” do centrum. Więcej informacji tutaj.
  • Dublin Bus – dość oczywista rzecz: autobusy. Rozkłady dostępne tutaj.

Powyższe środki transportu publicznego to jedyne dostępne w Dublinie – jeśli nic z powyższych nam nie pasuje, to jedyną alternatywą zostają własne nogi lub taksówka.

Do planowania poruszania się po Dublinie polecam Google Maps – najwygodniejsza opcja ze wszystkimi opcjami transportu w jednym miejscu.

Czytaj dalej


10 „slangowych” zwrotów, które zaskoczą Cię w Irlandii

Przypomniały mi się ostatnio moje pierwsze dni w Irlandii i to, jak zaskakiwały mnie w codziennych rozmowach nawet proste z pozoru zwroty, których znaczenia wtedy jeszcze nie rozumiałem. Pomijając już kwestie „praktyczne” i to, że ich znajomość w dniu przyjazdu pewnie pozwoliłaby mi uniknąć kilku niezręcznych sytuacji, wszystkie one wydają mi się w taki czy inny sposób ciekawe lub zabawne, więc postanowiłem się nimi tu podzielić. Oto one:

„what’s the story”

Popularny zwrot, na ogół używane jako zamiennik „how are you”, czyli po prostu „cześć” (kiedy Irlandczyk / Brytyjczyk pyta Cię „how are you” nie interesuje go odpowiedź, więc zwyczajowo odpowiada się „not too bad, how are you”). Warto go znać, żeby nie zrobić z siebie głupka pytając rozmówcę np. o jaką historię konkretnie mu chodzi.

craic

Przetłumaczyłbym jako „zabawa”. Słowo „craic” (wym. „krak” z „a” przechodzącym w „e”) zwykle występuje w zwrotach takich jak pytanie „what’s the craic” („co u Ciebie?” / „co działo się w Twoim życiu odkąd ostatni raz się widzieliśmy?”) oraz określenie „good craic” (fajna zabawa, niezła rozrywka etc.), np. w kontekście wyjazdu na wycieczkę firmową: „it’s gonna be a good craic on the bus”, czyli: „będziemy się dobrze bawić w autokarze”.

to call over

Podejść, podskoczyć. Jeśli kolega z pracy prosi nas o pomoc, to „I’ll call over in a minute” będzie oznaczać mniej więcej tyle co: „podejdę do Ciebie za minutę” (w domyśle: „bo jestem w tej chwili zajęty”). Z mojego językowego wyczucia wynika, że zwrot ten dotyczy raczej bliskich odległości i załatwiania jakichś „szybkich spraw” („podskoczę do Ciebie po młotek za 10 minut”); W przypadku np. dłuższych odwiedzin („wpadnę do Ciebie w sobotę na kawę”) bardziej by mi pasowało „drop in”, jeśli odwiedziny są celem samym w sobie, a „drop by” jeśli dzieje się to „przy okazji” („podejdę do Ciebie po zeszyt w drodze do szkoły”).

to bounce something off someone

Poradzić się kogoś, skonsultować się. Jeśli rozwiązuję problem i chcę skonsultować jego rozwiązanie z bardziej doświadczonym kolegą z pracy, to mogę go zapytać: „Are you free? I’d like to bounce that solution off you”. Spotkałem się niedawno ze spolszczonym „odbić coś od kogoś” („mam pomysł na rozwiązanie, ale nie jestem pewien paru rzeczy – mogę to od Ciebie odbić?”), ale brzmi mi to wyjątkowo dziwnie.

come to Jesus (meeting)

To nietypowe sformułowanie jest chyba najbliższe polskiemu „wylądować na dywaniku”. Ogólnie chodzi o jakieś ważne spotkanie mające na celu omówienie istotnej kwestii, często np. złego zachowania, ale nie koniecznie – słyszałem też ten zwrot używany w kontekście spotkań, na których musiały zapaść jakieś istotne decyzje (np. dwie osoby mające odmienne zdanie na kwestię rozwiązania problemu muszą się spotkać i zdecydować którą opcję wybierają – nie wyjdą ze spotkania dopóki tego nie zrobią).

choon

Piosenka, melodia, „nutka”. Pochodzi od „tune”, tylko jest zapisane tak jakby nieco bardziej fonetycznie (Irlandczyk wymówi „tune” bardziej jak „czun” niż „tjun”). Popularny zwrot: „give me a choon” – „podaj mi tytuł piosenki” (w domyśle: bo nie mam czego słuchać i nie mam pomysłu co wybrać).

savage

Wspaniale, cudownie, rewelacyjnie. Jeśli przekazujesz komuś jakieś dobre wieści, „that’s savage” to najlepsze co możesz usłyszeć.

sound

Fajnie, w porządku. To co wyżej, ale z mniejszym „ładunkiem emocjonalnym” (jeśli przyjmiemy, że „savage” to „rewelacyjnie”, to „sound” będzie znaczyć tyle, co „fajnie”). No i chyba to jednak mniej popularne słowo niż „savage”, ale jest z nim związany całkiem zabawny „suchar”:

– Who’s the coolest guy in the hospital?
– The ultrasound guy!

(kurtyna)

grand

To słowo ma dwa popularne znaczenia: to albo tysiąc („one grand” to 1000 EUR), albo jest to kolejne pozytywne określenie, ale już bardziej „zwyczajne”, coś jak „fajnie”, czy „dobrze” („that’s grand”, „he’s grand”). Używane także np. jako „nie ma problemu”: „you’re grand”.

to go for a pint

Pójść na piwo. Typowa szklanka do piwa ma pojemność 568 ml (1 pinta imperialna, pol. półkwarta), stąd zwrot – nikt tu nie „chodzi na piwo”. Można co najwyżej „grab a beer”, ale to i tak rzadko spotykane określenie: „pint” to jedyne słuszne określenie.

Coś źle wyjaśniłem? O czymś zapomniałem? Dajcie znać! :-)

 

Czytaj dalej


„Checklista” przeprowadzkowa

Jako że zdarzyło nam się ostatnio przeprowadzać, o czym już na blogu wspominałem, mieliśmy w związku z tym trochę roboty. Samo szukanie mieszkania w Irlandii to niezła przeprawa, a kiedy dochodzi do tego sama przeprowadzka, to robi się momentami gorąco. Jako osoba z natury raczej zorganizowała postanowiłem podejść do problemu metodycznie i przygotowałem nam „checklistę przeprowadzkową”. Jako że w naszym wypadku sprawdziła się całkiem nieźle, postanowiłem ją tu opublikować – miło, jeśli komuś się przyda. Link do ściągnięcia znajduje się na dole.

3-5 tygodni przed

  • szukać mieszkania!
  • przygotować dokumenty do wynajmu, jakby się coś trafiło:
    • referencje z pracy
    • referencje od obecnego landlorda
    • list / wyciąg z banku
    • „proof of address”
    • dowód tożsamości ze zdjęciem
  • wystawiać zbędne rzeczy na Adverts.ie / DoneDeal.ie, żeby ich nie wozić
  • zaplanować z wyprzedzeniem zużycie mrożonej żywności, która może nie przetrwać przeprowadzki

2 tygodnie przed

  • anulować direct debit za niepełny miesiąc i poinformować landlorda (różnica będzie zapłacona z kaucji)
  • zorganizować transport
    • firma przeprowadzkowa, czy wynajem auta?
    • pudełka i folie bąbelkowe – kupić, czy wypożyczyć?
  • zrobić inwentaryzację ”suchego prowiantu” i zaplanować jedzenie tak, żeby się go w miarę możliwości pozbyć i nie wozić

kilka dni do tygodnia przed

  • zacząć pakowanie najmniej potrzebnych rzeczy
  • rozmontować meble, bez których przeżyjemy kilka dni (np. biurko), a których nie chcemy lub nie możemy przewozić w całości
  • przejrzeć lodówkę, zaplanować zakupy tak, żeby nie zostało za dużo rzeczy
  • rozważyć wykupienie “przekierowania poczty”

dzień przed

  • rozmontować pozostałe meble, popakować sprzęty kuchenne itp.
  • upewnić się, że nie mamy niczego pochowanego głęboko w szafkach itp.
  • potwierdzić godzinę z firmą transportową, jeśli z usług takowej korzystamy
  • przygotować jedną większą „awaryjną” torbę na dzień przeprowadzki, na spakowanie wszystkich rzeczy, których pakowanie jakimś cudem zupełnie wyleci nam z głowy

przeprowadzka

  • odpowiednio wczesna pobudka (żeby zdążyć zapakować pozostałe rzeczy przed zaplanowaną godziną przeprowadzki)
  • przetransportować największe i najcięższe rzeczy najbliżej wyjścia, żeby od nich zacząć pakowanie do samochodu
  • upewnić się, że w mieszkaniu nie ma nic naszego, co będzie nam trudno zabrać przy okazji ostatniej wizyty (sprzątania / zdawanie mieszkania landlordowi)

po przeprowadzce

  • zdać mieszkanie (zakładam, że nie przeprowadzamy się “na styk”)
    • posprzątać, odstawić sprzęty na miejsce
    • przygotować zdjęcia z dnia wynajmu na wszelki wypadek
    • przygotować ew. listę usterek, które były zgłoszone
    • rozliczyć kaucję
    • oddać klucze (mieszkanie, schowek) i pilota do bramy
  • przenieść usługi:
    • prąd
    • gaz
    • woda
    • internet
  • zaktualizować adres:
    • bank
    • Welfare
    • Revenue
    • GP
    • Local Health Centre

Słowem wyjaśnienia:

  1. Tak, są firmy, które wynajmują plastikowe pudełka do przeprowadzki (kartonowe pudełka i folię sprzedają, ale płacimy tylko za zużycie – reszta wraca do nich!)
  2. Anulowanie Direct Debit to oczywiście kwestia tego jak żyjemy z landlordem i ile czasu po rozpoczęciu nowego miesiąca się przeprowadzamy. W naszym wypadku było to 5 dni i landlord w ogóle to zignorował, nie odejmując z tego powodu nic z depozytu.
  3. Zapewniam, że znajdzie się sporo rzeczy, które trafią do „awaryjnej torby” – my byliśmy pewni, że mamy wszystko popakowane, a i tak wyszła z tego jeszcze potem mniej więcej jedna spora walizka.
  4. Sprzątać oczywiście nie musimy, zwykle landlord wtedy potrąci nam to z depozytu
  5. Dane w banku – przynajmniej w AIB – można zaktualizować online. Niestety do Welfare i Revenue trzeba już dzwonić, co potrafi zająć trochę czasu…
  6. „Przekierowanie poczty” (Post Redirection) to usługa, dzięki której An Post – jak sama nazwa wskazuje – przekieruje całą naszą korespondencję na nowy adres. Koszt zależy od okresu na jaki wykupujemy usługę i waha się od 70 do 130 EUR. Usługa zaczyna działać po ok. 3-5 dniach od jej wykupienia, więc należy mieć to na uwadze.

Wersja do ściągnięcia: ChecklistaPrzeprowadzkowa (pdf)

Powodzenia!

Czytaj dalej


Uwaga na agencję Choice Lettings

Tak się złożyło, że landlord wypowiedział nam umowę najmu, bo właściciel mieszkania chce je sprzedać – cóż, mówi się trudno. Zaczęliśmy się wręcz rozglądać za czymś nowym. Naszą uwagę zwróciło mieszkanie w bardzo bliskiej okolicy, o rozmiarze, jakiego szukaliśmy, w cenie, jaką uważamy za akceptowalną. Agencją odpowiedzialną za wynajem okazało się nieznane mi wcześniej „Choice Lettings”. Napisałem więc krótką wiadomość:

Hi, When is the apartment available for viewing?

W międzyczasie postanowiłem pogooglać na ich temat. Szybko zrzedła mi mina – „universally hated”  to chyba najlepsze podsumowanie tego, jaką wyrobili sobie markę. Sprawdźcie sami w wolnej chwili:

http://www.boards.ie/vbulletin/showthread.php?p=81837676

http://www.boards.ie/vbulletin/showthread.php?t=2056667251

Już wtedy wiedziałem, że wynająć od nich niczego nie zamierzam, ale mieszkania i tak byłem ciekaw, więc czekałem na odpowiedź. Ta przyszła po kilkunastu minutach:

Screen Shot 2015-05-13 at 21.11.59

Po pytaniach wyczuwałem, że to agencja typu „natychmiast” – wszystko „na już”, najlepiej żeby depozyt przynieść w zębach na oglądanie mieszkania. Dlatego postanowiłem ich – dla zabawy – sprawdzić. Odpisałem więc, że wprowadzić chciałbym się za 3 tygodnie…

Screen Shot 2015-05-13 at 21.17.18

Oczywiście spodziewałem się odmowy. Nie do końca jednak takiej:

Screen Shot 2015-05-13 at 21.19.51

Dodam, że odpowiedź przyszła dosłownie po 20 minutach. Wrodzona podejrzliwość sprawiła jednak, że nie do końca uwierzyłem w ten nieszczęśliwy zbieg okoliczności i postanowiłem go zweryfikować. Poczekałem więc dwa dni, upewniłem się, że mieszkanie dalej jest dostępne i napisałem ponownie… Tym razem jednak jako niejaki „Mark B.” ;-)

Screen Shot 2015-05-13 at 10.01.32

Konto mailowe założyłem w serwisie z „tymczasowymi” kontami mailowymi Guerilla Mail. Jak za pierwszym razem, odpowiedź przyszła bardzo szybko:

Screen Shot 2015-05-13 at 10.18.58

 

Komentarz jest chyba zbędny? Najwyraźniej „Liz” nie uzgodniła z „Sandrą” jaki kit będą wciskać niechcianym „petentom” ;-)

Czy mnie to dziwi? Nie – po tym co znalazłem w internecie spodziewałem się takiego podejścia.
Czy mi to przeszkadza? Tak, bo nie widzę problemu, żeby napisać w mailu uczciwie: sorry, szukamy kogoś „na już”.

Tak więc, biorąc pod uwagę wszystko powyższe, trudno sądzić, że to tylko złośliwi internauci robią rzeczonej agencji złą opinię – ja zalecam bardzo dużą ostrożność.

P.S. Tekst był pisany 18.05, ale do dzisiaj (24.05) mieszkanie jest dostępne.

 

Czytaj dalej


Ciekawostka: wybory, a ruch na blogu o emigracji

Mała ciekawostka na dzisiaj – w „powyborczy poniedziałek” ruch na moim blogu był o ponad 85% większy niż wynosi miesięczna średnia i ponad 45% większy niż w dniu wcześniejszym. Warto dodać, że poniedziałek – choć jest zwykle dobrym dniem – na ogół nie wyróżnia się tak drastycznie na tle innych dni tygodnia pod względem ilości odwiedzin.

zycienazielono-a-wybory

Przypadek, czy nadzieja w narodzie powoli umiera i co raz więcej ludzi zamierza wyjechać za granicę? ;-)

A tak na poważnie – nie wyciągałbym z tego wykresu daleko idących wniosków, ale zbieżność jest ciekawa, nie sądzicie?

W wolnej chwili zamierzam zbadać ten temat dokładniej i sprawdzić jak wyglądał ruch w poszczególnych godzinach w niedzielę wieczorem i w poniedziałek w ciągu dnia, a także jakie strony były najczęściej odwiedzane.

Aktualizacja: W kolejnych dwóch dniach ilość odsłon wzrosła jeszcze bardziej (wspomniane 85% zamieniło się w nieco ponad 100%!), żeby potem spaść do poziomu o ok. 25% wyższego niż to, co obserwuję na co dzień.

Czytaj dalej


Co może zaskoczyć Cię w Irlandzkim domu?

Bardzo trafne podsumowanie tego, co zwróciło moją uwagę w mieszkaniach w Irlandii. Co prawda filmik dotyczy Amerykanów i Brytyjczyków, ale jako Polak w Irlandii czułem mniej więcej to samo (no, może prócz klimatyzacji…).

Do tej listy dorzuciłbym jeszcze dywany na korytarzach budynków, ale ten temat jest dość ciekawy, więc zostawię go sobie na osobny wpis ;-)

Czytaj dalej