Gdzie na lunch w IFSC? Mój prywatny ranking.

Tym razem nietypowo i dość “niszowo” – krótki przegląd moich ulubionych (i nie tylko) jadłodajni w IFSC. Bardzo subiektywnie i bardzo smacznie, po kolei:

  1. Toss’d (kuchnia azjatycka)
    Mój faworyt. Miłośnicy kuchni orientalnej nie będą zawiedzeni – spory wybór dań “makaronowych” (polecam Pad Thai) i ryżowych (polecam “Daily Curry”). Wszystko naprawdę bardzo smaczne, jak na charakter lokalu. Choć kartonowe “kubeczki” i “wiaderka” nie wyglądają na duże, porcje są ogromne – jeśli nie umieram z głodu, to ciężko mi wcisnąć całość. Ceny – z niewielkimi wyjątkami – w przedziale 9-10 EUR. Uwaga, polecam iść tuż po 12:00 (najpóźniej 12:10), albo wstrzymać się do 13:00, chyba że ktoś ma nawyki z PRL i lubi kolejki.
  2. Musashi (kuchnia japońska) Niedawno otwarta japońska restauracja z bardzo przyjemnym menu lunchowym. Mój faworyt to Bento Box, w którym za niespełna 10 EUR zawsze znajdzie się różnorodne (np. większa porcja dania z kurczaka, mniejsza porcja dania z ryby i dwa kawałki sushi, do tego zupka miso) i bardzo smaczne jedzenie. Kolejek nie stwierdzono póki co. Ciekawostka – wszyscy pracownicy lokalu o azjatyckich rysach to Chińczycy; Japończyków brak.
  3. Środowy “food market” przy Mayor St. Lower (różne) Wyróżnienie zespołowe – mnóstwo dobrego jedzenia za rozsądne pieniądze. Noodle, falafele, curry, paella, steki… Do wyboru do koloru, a ceny zwykle nieco niższe niż w lokalach “stacjonarnych”. Od ponad dwóch miesięcy każda środa jest pod znakiem “marketu”.
  4. Burrito Blues (kuchnia meksykańska / tex-mex) Mały lokalik (w zasadzie bardziej “budka”, tyle że w pomieszczeniu), mały wybór, ale bardzo przyzwoite jedzenie w niskiej cenie (ok. 6-7 EUR). Daleko mu do wyżej wymienionych, ale czasami zdarza mi się tam wpaść, kiedy mam ochotę na coś meksykańskiego. Uwaga – wybierając sos, nie polecam brać niczego innego niż 1 na skali ostrości (skala 1-4), chyba że naprawdę lubicie pikantne jedzenie. Ja lubię, ale już “dwójka” była na granicy mojej tolerancji. Kolega raz wziął “czwórkę” i nie zdążył zjeść nawet połowy tortilli, a już był cały czerwony i spocony.

W akcie desperacji zdarza mi się też odwiedzić Munchies, 7 Wonders lub Borlotti, ale żaden z tych lokali nie zawładnął moim sercem ani żołądkiem.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *