Ciąża w Irlandii – cz. 11: Poród w Irlandii

Przyszła pora na kulminację serii „ciążowej” – informacje o tym jak wygląda poród w Irlandii przygotowała, jak zwykle, żona:

Poród w Irlandii – coraz bliżej…

Tak jak już wcześniej pisałam, poród w Irlandii odbywa się w szpitalu, w którym chodziło się na wszystkie wizyty. Trzeba na niego zabrać ze sobą kartę ciąży. Opiszę tutaj mój przypadek (wariant “public”). Oczywiście z relacji koleżanek wiem, że może być bardzo różnie, ale większość z nich jest zadowolona z opieki w szpitalu, w którym rodziłam (Rotunda), chociaż zdarzają się pojedyncze negatywne opinie.

Jak się sprawy mają?

Termin porodu nieubłaganie się zbliżał, ale synek nie śpieszył się na ten świat, a podczas wizyt w szpitalu niewiele mogłam się dowiedzieć. W 40. tygodniu lekarze określili położenie główki jako “cephalic 3/5″ – wartość ta oznacza jaka część główki jest wyczuwalna, lub jaka część główki jest w miednicy (trzeba pytać, bo każda położna opisuje to inaczej :-) ) – ale poza tym jednak nikt nie powiedział mi nic konkretnego: czy to już niedługo, czy wszystko jest w porządku. Nie zrobili też KTG. Z tego co wiem, to w Polsce w każdej przychodni można zrobić sobie KTG jeśli jest się po terminie – tutaj czegoś takiego nie proponują. Co więcej, nikt nie bada też szyjki, co jest moim zdaniem dużym minusem na tym etapie ciąży. W związku z tym pojechałam prywatnie do ginekolog, która mnie dokładnie zbadała, uspokoiła i oszacowała wielkość dziecka na 2800g.

Najwyższy czas?

Piątego dnia po terminie stwierdziłam, że synek coraz mniej się rusza – czytałam, że może to być oznaką zbliżającego się porodu, ale nic innego na to nie wskazywało. Kolejny dzień wyglądał tak samo, więc zaczęłam troszkę panikować i powiedziałam mężowi, że jedziemy na “emergency”. Jeśli przypadek nie jest zbyt poważny, to trzeba chwilę poczekać – najpierw przyjmuje położna, a później lekarz. Położna robi szczegółowy wywiad oraz 20 min. KTG, a do tego bada szyjkę. KTG było prawidłowe i położna stwierdziła, że jeszcze trzeba zaczekać kilka dni, ale ostateczną decyzję miał podjąć lekarz. Na lekarza musieliśmy czekać około trzech (!) godzin. Lekarka, która nas przyjęła nie była zbyt uprzejmą osobą (osobiście nazwałbym ją raczej “bardzo chłodną”, bo jej uprzejmości nie mam wiele do zarzucenia – dop. mąż) i niewiele wyjaśniła. Powiedziała tylko, że mój stan nie jest bezwzględnym wskazaniem do wywoływania porodu, ale ona i tak go wywoła, bo jestem już po terminie, a na porodówce akurat są wolne łóżka, więc nie ma sensu dłużej czekać. Stało się to tak szybko, że ze stresu zaczęłam się trząść, co nie ułatwiło podpisania odpowiednich dokumentów. Chwilę później byłam na oddziale patologii ciąży, a mąż jechał po moją torbę szpitalną :-)

Na oddziale

Oddział patologii ciąży zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie – czysto, przestronnie, nowoczesny sprzęt, mnóstwo położnych i studentek położnictwa do dyspozycji pacjentek. Wszyscy bardzo życzliwi, wytłumaczono mi krok po kroku co będą ze mną robić i jak wygląda cała procedura. Całe szczęście, nie dali mi od razu oksytocyny tylko żel “Prostin”. Jest on dużo łagodniejszy niż oksytocyna w kroplówce. Cała procedura polega na 3-krotnym podaniu żelu – 1 dawka raz na 6 godzin, a następnie – jeśli wody same nie odejdą – lekarz przebija pęcherz płodowy. U mnie wystarczyła jedna dawka – od razu zaczęły się skurcze, po dwóch godzinach odeszły wody, a 3 godziny po odejściu wód położna prowadząca mój poród oraz studentka położnictwa prowadziły mnie na porodówkę (a mąż nosił torby – dop. mąż).

Porodówka

Porodówka, podobnie jak patologia ciąży, bardzo dobrze wyposażona w sprzęt, przestronna i czysta. Minusem mógłby być brak toalety przy każdej sali, ale u mnie wszystko szło tak szybko, że nawet nie miałabym czasu skorzystać ;-) Trafiłam na bardzo rozsądną położną i lekarkę. Lekarza nie ma normalnie przy porodzie, chyba że przy opcji “prywatnej”, ale zawsze pojawia się w trakcie komplikacji (tak chyba jest też w Polsce?).

Poród

Planowałam poród bez znieczulenia i przedyskutowałam mój plan porodu z położną na początku. Przy 4 cm rozwarcia zaczęłam się jednak wahać i pytać o epidural (znieczulenie rdzeniowe), ale położna najpierw zaproponowała mi gaz. Zdecydowałam się na tę opcję – całkowicie nieinwazyjne, trzeba tylko głęboko oddychać. Nie likwiduje bólu, ale człowiek się relaksuje, bo czuje się jak po “kilku głębszych” :-D (z perspektywy “widza” wyglądało to na stan pt. “o jeden ‘rozchodniaczek’ za dużo” – dop. mąż). Kiedy miałam 6 cm rozwarcia zaczęłam wręcz błagać o “epidural”, ale moja położna namówiła mnie, żeby jednak trochę poczekać. Wszystko szło bardzo szybko, a znieczulenie zewnątrzoponowe bardzo często spowalnia poród. Po 20 minutach było już 8 cm więc zgodziłam się na brak znieczulenia. Później pamiętam tylko że położna powiedziała mi że jak czuję, że muszę przeć to mam przeć. Niestety cały poród byliśmy podłączeni do KTG ze względu na nieprawidłowości, dlatego też musiałam rodzić w klasycznej pozycji – na plecach. Jest ona wygodna dla położnych i lekarzy – łatwiej interweniować gdy coś się dzieje – natomiast średnio wygodna dla samej rodzącej. Skurcze stały się coraz słabsze, a dziecko okazało się większe niż wszyscy się spodziewali. Po ok. 1-2 godzinach prób na salę przyszła lekarka z próżnociągiem (vacuum), ale najpierw zrobila użytek z nożyczek chirurgicznych i dała szansę wersji bez “rekwizytów”… No i udało się, bez interwencji próżnociągu i bez znieczulenia, za co jestem im bardzo wdzięczna. Od razu po porodzie dziecko ląduje na brzuchu, a tata – jeśli chce – może przeciąć pępowinę (moje główne wspomnienie to to, że nożyczki chirurgiczne są bardziej tępe niż się spodziewałem – dop. mąż). Poźniej dziecko ważą i ubierają, a mama przystawia dziecko do piersi. Następnie pracownicy personelu “niemedycznego” podają tosta i herbatę dla mamy i taty (można z tego wszystkiego zgłodnieć! – dop. mąż). Po wszystkim można także wziąć prysznic (dają ręczniki i podpaski, natomiast później, na oddziale poporodowym trzeba mieć swoje).

Po porodzie

W porównaniu z porodówką i oddziałem patologii ciąży, oddział poporodowy wygląda, jakby lata jego świetności przypadały na końcówkę lat ‘80. Jest czysto, pościel jest regularnie zmieniana, ale sale i wyposażenie pozostawiały nieco do życzenia. Co więcej, było w nich tłoczno (7-8 łóżek w sali), gwarno (godziny odwiedzin trwały niemal przez cały dzień) i gorąco. Odrobinę prywatności zapewniały zasłony “wokół” każdego z łóżek. Na osobną wzmiankę zasługuje jedzenie – trzy bardzo dobre i różnorodne posiłki “główne” (śniadanie, lunch i kolacja) z możliwością wyboru konkretnego dania w przypadku lunchu i kolacji plus podwieczorek. Minusem była ilość jedzenia, ale po wysiłku jakim jest poród i przy karmieniu piersią każda ilość wydaje się zbyt mała ;-) Z drugiej strony kiedy myślę o szpitalnym jedzeniu w Polsce…

Szpitalna “polityka” jest taka, że matkę z dzieckiem chce się ze szpitala jak najszybciej “wygonić” – nawet po pierwszej dobie, ale do siódmej doby po porodzie odwiedzają ją w domu (codziennie) położne. Moment opuszczenia szpitala zależy jednak od tego jak przebiegał poród oraz jak czują się matka i dziecko, czy dziecko nie ma żółtaczki i czy nie traci na wadze więcej niż powinno. My opuściliśmy szpital dopiero piątego dnia.

Podsumowując

Poród w Irlandii nie był zły. Ogólnie jestem bardzo zadowolona (ja też – dop. mąż) – zarówno z samego szpitala (Rotunda), jak i położnych i lekarzy. Były oczywiście pewne minusy, ale biorąc pod uwagę, że mówimy o publicznej służbie zdrowia całość pozytywnie mnie zaskoczyła.

Czytaj dalej


Ciąża w Irlandii – cz. 10: Szkoła Rodzenia

Na tym etapie nasza przygoda z „antenatal care” się zakończyła – wrażenia z porodu i pobytu w szpitalu pojawią się wkrótce, a tym czasem parę słów na temat z ciążą bardzo blisko związany – szkoła rodzenia. Oczywiście i tym razem pisze żona, choć i ja na koniec dodam parę słów od siebie.

Informacje Organizacyjne

Na szkołę rodzenia należy się zapisać jak najwcześniej – najlepiej przy okazji pierwszej wizyty w szpitalu; później może nie być wolnych terminów, a są to zajęcia, na których warto być – odpowiadają na wiele pytań i rozwiewają wiele wątpliwości i żadna znana nam książka tych zajęć w 100% nie zastąpi.

Szkoła rodzenia zaczyna się mniej więcej w połowie ciąży. Pierwsze zajęcia powinny się odbyć pomiędzy 18 i 22 tygodniem ciąży. Łącznie odbywa się 6 zajęć, z których na pierwsze dwa otrzymamy listowne zaproszenie, a później dostaniemy harmonogram ostatnich 4 z nich.

Tematyka Zajęć

Pierwsze zajęcia są tylko i wyłącznie dla mam. Są to też najdłuższe zajęcia – trwają prawie ponad 2 godziny i składają się ze spotkań z: fizjoterapeutą, pracownikiem socjalnym, dietetykiem oraz położną. Są to głównie informacje dotyczące ciąży – ćwiczeń, zdrowego odżywiania, urlopu macierzyńskiego, rejestracji dziecka w urzędzie itp.

Na drugie (i każde kolejne) zajęcia można przyjść już z mężem (ogólniej: partnerem / partnerką :-) ), a ich tematyka to omawianie pierwszej fazy porodu, w tym ćwiczenia w ciąży (poród to spory wysiłek, więc należy być w formie, a duży brzuch to nie usprawiedliwienie dla lenistwa, jeśli nie ma innych przeciwwskazań zdrowotnych do aktywności fizycznej), pozycje porodowe i techniki relaksacyjne.

Trzecie zajęcia obejmują oznaki porodu, kiedy trzeba jechać do szpitala, omówienie drugiej fazy porodu itp., a także informacje o roli partnera i opcjach znieczulenia.

Czwarte zajęcia dotyczą wyłącznie karmienia – zarówno piersią jak i butelką. Poruszana tematyka to zarówno „technika” karmienia piersią, jak i dieta przy karmieniu, czy sterylizowanie naczyń, ale też informacje o tym czy i kiedy przejść na butelkę.

Piąte zajęcia dotyczą opieki nad dzieckiem – jak kąpać, jakie warunki do spania zapewnić, jak ubierać dziecko itp.

Szóste zajęcia to omówienie pozycji do drugiej fazy porodu, rozwoju dzidziusia, ćwiczeń po porodzie dla dziecka i mamy.

W szpitalu, w którym rodziłam zajęcia odbywają się w dwóch różnych lokalizacjach. Ogólnie są dosyć przydatne i ciekawie prowadzone. Jedynym minusem są godziny zajęć, które bywają bardzo różne, ciężkie do dostosowania się jeśli ktoś pracuje (np. 13:45).

Męski Punkt Widzenia

Nie sądziłem, że to napiszę, ale szczerze polecam udział w zajęciach – Szkoła Rodzenia nie była tak zła, jak można to sobie wyobrażać. Oczywiście te kilka godzin w formie „wykładu” (plus nauka trzymania dziecka z użyciem lalki jako pomocy dydaktycznej) nie dają nawet odrobiny doświadczenia, które daje pierwsze kilka dni z nowym członkiem rodziny w domu, ale otrzymujemy tam całą masę informacji, które wcale nie są tak oczywiste jak mogłoby się to wydawać.

Miłym dodatkiem było też to, że w ramach zajęć dowiedziałem się jak trafić na porodówkę i mogłem zobaczyć ją „na żywo”, dzięki czemu w dniu porodu nie byłem aż tak „przytłoczony” nowym otoczeniem. Drobiazg, ale w takim dniu docenia się nawet tak niewielkie „ułatwienie”.

Oczywiście wpływ na ocenę moich zajęć ma też osoba prowadzącej – Pani była bardzo konkretna, nie prezentowała porodu „cukierkowo”, tylko raczej (z perspektywy czasu) dość obiektywnie, nie oszczędzając – jeśli miało to znaczenie „dydaktyczne” – drastycznych szczegółów, często okraszając je też odrobiną czarnego (OK, „mrocznego”) humoru. Polecam dać tym zajęciom szansę.

Czytaj dalej


Ciąża w Irlandii – cz. 9: I Znowu Szpital

Ponownie relację zdaje żona:

Jeszcze jedna wizyta w szpitalu

39 tydzień ciąży to kolejna wizyta w szpitalu – zaczęło mnie to powoli frustrować! Niestety, przynajmniej w moim szpitalu, jest to istna “masówka” – wielki „młyn” i około dwóch godzin czekania. Może przez to, że godziny są popołudniowe, a ciężarnych kobiet mnóstwo (a tyle się gada o ujemnym przyroście naturalnym!), to personel raczej nie wykonuje swoich obowiązków “z sercem”. Oczywiście na początek dostaje się fiolkę na mocz, a później trzeba czekać aż wywołają Twój numerek – wtedy daje się mocz do sprawdzenia i “mierzą ciśnienie”. Używam cudzysłowu, bo tym razem kobieta zrobiła to w sposób tak niedbały, że nawet nie kazała mi ściągać z ręki swetra, który miałam na sobie… nie mówiąc już o wszystkich innych wymogach takich jak np.  odpowiednia pozycja, ręka na wysokości serca itp. Później kolejna godzina oczekiwania i lekarz. Szybkie USG, sprawdzenie pozycji i bicia serca dziecka, no i kolejna kontrola konieczna za tydzień, chociaż mam wrażenie że nikt by nie wychwycił jakby coś było nie tak… Jak na razie nie zapowiada się (niestety!) żeby dziecko chciało wyjść przed kontrolą, ale może jeszcze mnie zaskoczy ;-)

Czytaj dalej


Ciąża w Irlandii – cz. 8: Raz Szpital, raz GP…

Po krótkiej przerwie ciąg dalszy opowieści żony:

Szpital po raz kolejny, GP po raz ostatni*!

37 tydzień ciąży to kolejne badanie w szpitalu – na początek mocz i ciśnienie. Później lekarz robi USG oraz mierzy taśmą centymetrową brzuch, sprawdza czy dziecko dobrze rośnie i czy wszystko jest w porządku. Mój lekarz nie chciał mi oszacować jak duży jest dziecko bo stwierdził, że to się nigdy nie sprawdza na tym etapie ;-)

38 tydzień ciąży to znów wizyta u GP, całe szczęście ostatnia przed porodem! Pozostałe kontrole odbywają się w szpitalu. Liczyłam że może i ta mnie ominie, ale niestety dziecko nie chciało wyjść wcześniej. No i znów rutynowe badanie – mocz, ciśnienie, waga, serce dzidziusia – tym razem bardziej szczegółowo i dłużej mnie osłuchiwała, nie wiem czy to przez to, że było coś nie tak, czy po prostu dłużej słuchają już później. Jak podpytałam lekarki to oczywiście powiedziała, że wszystko super, serce super zdrowe i że następnym razem widzimy się z dzieckiem na rękach ;-)

* przed porodem!

Czytaj dalej


Ciąża w Irlandii – cz. 7: Dwie Kolejne Wizyty u GP

Tradycyjnie – żona ma głos:

Kolejne dwie wizyty u GP

34 tydzień ciąży to kolejna wizyta u GP, ale zaskoczeniem jest, że przyjmuje pielęgniarka i “ładuje” nam dwie szczepionki nawet nie zbadawszy nas uprzednio – jedną na krztusiec i jedną na grypę. Trzeba zapłacić 5 EUR za sztukę – to opłata za zrobienie zastrzyku, sama szczepionka jest darmowa. Prócz tego – mocz, ciśnienie oraz zbadanie serca płodu i pomacanie po brzuchu przez lekarza.

36 tydzień ciąży to w moim przypadku znów GP i znów standardowe badanie (mocz, ciśnienie, serce dziecka, brzuch), od 36 do 42 tygodnia ciąży w Irlandii co tydzień należy chodzić do kontroli – tak na wszelki wypadek.

Czytaj dalej


Ciąża w Irlandii – cz. 6: Szpital Raz Jeszcze

Jak zwykle – żona przy klawiaturze!

I znów szpital

32 tydzień ciąży – znów wizyta w szpitalu. Tradycyjnie ciśnienie i mocz, następnie długie oczekiwanie w kolejce do lekarza i krótkie USG, na którym sprawdza pozycję dziecka, serce oraz mierzy taśmą centymetrową brzuch (od miejsca pod mostkiem do miejsca nad spojeniem łonowym). W tym dniu dostałam też do domu swoją kartę ciąży ze wszystkimi wynikami. Trzeba ją mieć przy sobie jak się przyjeżdża na poród.

Czytaj dalej


Ciąża w Irlandii – cz. 5: Kolejna Wizyta u GP

Wiadomo czyja kolej ;-)

Następna wizyta u GP

30 tydzień ciąży to kolejna wizyta u GP. Trwa ona bardzo krótko, oczywiście badanie moczu i mierzenie ciśnienia, ważenie, sprawdzenie ułożenia dziecka (czy jest już ustawiony głową w dół). Mnie pani doktor bardzo zachęcała do znieczulenia podczas porodu, a także do przyłączenia się do “Breast Feeding Group”, czyli grupy edukacyjno-towarzyskiej dla kobiet chcących karmić piersią.

Czytaj dalej


Ciąża w Irlandii – cz. 4: Szpital i „Krzywa Cukrowa”

Tradycyjnie, pisze żona!

Następna wizyta w szpitalu i “krzywa cukrowa”

Następna wizyta odbywa się około 28 tygodnia ciąży. W moim przypadku był wykonywany GTT (“Glucose Tolerance Test”, po polsku tzw. “krzywa cukrowa”). Nie wszystkim kobietom robią te badania, ja zostałam zakwalifikowana, ponieważ w wywiadzie wyszło, że mam historię cukrzycy w rodzinie. To było jedyne dodatkowe badanie na jakie się “załapałam”, więc być może jeśli w wywiadzie wyjdzie więcej czynników ryzyka to wykonują też inne badania, np. USG genetyczne, tarczycę.

Wracając do wizyty – GTT polega na tym, że nie można nic jeść ani pić od godziny 20:00 dnia poprzedniego, następnie na 07:30 przyjeżdża się do szpitala, pobierają krew – najpierw na czczo (nie z palca, tylko z żyły! :-( ), następnie dają do wypicia bardzo słodki napój (Lucozade) i najpierw po godzinie, a później po dwóch pobierają krew. W tym czasie oczywiście dalej nie można nic jeść ani pić. Później dają bon na małą przekąskę, więc po tej całej “męczarni” schodzi się na śniadanie do stołówki szpitalnej – jeśli ktoś jest głodny rano tak jak ja :-) (potwierdzam! – mąż ;-) ) to lepiej mieć dodatkowo jakąś swoją kanapkę.

Podczas któregoś z tych testów pobierają też krew żeby zrobić morfologię. Następnie sprawdzają mocz i mierzą ciśnienie. Później rutynowa wizyta u lekarza, która trwa może 3 minuty. Ekspresowe USG brzucha, pytanie czy dziecko się rusza, sprawdzenie tętna płodu. Tyle.

Czytaj dalej


Ciąża w Irlandii – cz. 3. Pierwsza Wizyta w Szpitalu

Ponownie pisze żona:

Pierwsza wizyta w szpitalu

Ok. 12 tygodnia ciąży udajemy się na wizytę do szpitala, w którym będą się odbywały wszystkie kolejne badania, szkoła rodzenia, poród itp.

Na początek położna zabiera świeżo upieczoną mamę na wywiad do osobnego pomieszczenia. Tam waży i mierzy oraz zadaje mnóstwo, mnóstwo pytań dotyczących stylu życia, dolegliwości, przyjmowanych leków lub tabletek antykoncepcyjnych, chorób genetycznych w najbliższej rodzinie, chorób dziedzicznych, warunków mieszkaniowych itp. Szpital Rotunda, w którym ja zdecydowałam się rodzić, jest szpitalem klinicznym dlatego też położna zaproponowała mi udział w badaniach – jedne z nich polegały na wypełnianiu ankiety (“Mammi study”) oraz drugie, troszkę bardziej inwazyjne, polegały na wykonaniu EKG 3 razy w czasie ciąży (15, 22, 28 tydzień) – zajęło to dodatkowe 15 min, ale zawsze odbywało się gdy byłam w szpitalu na wizycie więc miałam zajęte ‘okienka’. Plusem tych drugich badań było też to, że zawsze szłam na początku do lekarza, tak to załatwiali żeby mi było wygodnie.

Wracając do pierwszej wizyty w szpitalu: po wywiadzie z położną idzie się oddać mocz i zmierzyć ciśnienie, a następnie oddać krew (robią morfologię krwi + badania na HIV, kiłę, różyczkę, ospę wietrzną i WZW typu B). Morfologia jest powtarzana w 28 tygodniu ciąży, natomiast u mnie żadnego z pozostałych testów nie powtarzali. Nie jestem też pewna, czy sprawdzają też przeciwciała IgM, ale raczej są to tylko IgG. No i rzecz jasna, sprawdzają grupę krwi. Mój czynnik Rh jest dodatni, więc nie wiem jak wyglądają procedury przy ujemnym – przy dodatnim oczywiście nie ma ryzyka konfliktu serologicznego. Następnie przyjmuje lekarz ginekolog, który robi USG (sprzęt dość kiepski w porównaniu z tym który mieli w Polsce, z tym że w Polsce byłam tylko prywatnie, nigdy na NFZ), po czym daje wydruk zdjęć dziecka i objaśnia wyniki.

Po pierwszej wizycie trzeba iść i zarejestrować się na dwie kolejne – USG połówkowe ok. 20 tygodniu ciąży oraz rutynowa wizyta w 28 tygodniu ciąży. Minusem tutejszej opieki zdrowotnej z mojego punktu widzenia jest brak regularnego badania krwi (morfologia), robią to tylko raz w czasie ciąży – na pierwszej wizycie, a moim zdaniem to za mało. Ponieważ często bywałam w Polsce w dwóch pierwszych trymestrach, tam robiłam sobie morfologię. Skusiłam się też na kilka dodatkowych USG, w tym genetyczne (między 11-14 tygodniem ciąży).

Na pierwszej wizycie, w czasie wywiadu z położną dostaje się też informacje i propozycję zapisania się do szkoły rodzenia. Darmowa szkoła rodzenia to sześć zajęć (pierwsze w 22 tygodniu ciąży, a kolejne pięć po 30 tygodniu ciąży), na które warto zapisać się od razu po wizycie, ponieważ później może nie być miejsc.

Czytaj dalej


Ciąża w Irlandii – cz. 2: Pierwsza Wizyta u GP

Ponownie oddaję głos małżonce:

Pierwsza wizyta – GP

Wizyta u lekarza pierwszego kontaktu – GP – jest za darmo w ramach “antenatal care” (opieki w czasie ciąży), najlepiej udać się tam jak najszybciej, ponieważ dopiero GP wysyła list do szpitala, gdzie odbędzie się pierwsze USG i właściwe badanie ciążowe. Im później się do niego wybierzemy, tym dłużej będziemy czekać na swoje pierwsze USG w szpitalu – ja miałam to szczęście, że zrobiłam je sobie wcześniej prywatnie, będąc w Polsce.

Oto co dokładnie dzieje się u GP:

  • pobranie moczu (sprawdza hcg)
  • ważenie
  • mierzenie
  • ogólne badanie internistyczne (brzuch)
  • zalecenie przyjmowania kwasu foliowego

GP pyta też czy pacjentka ma jakieś preferencje co do szpitala, w którym chce mieć dalsze badania i rodzić. Ja akurat takowych nie miałam, dlatego zdałam się na jego sugestie, dopiero później zrobiłam “wywiad” i okazało się, że szpital (Rotunda Hospital) ma całkiem dobre opinie.

Czytaj dalej