Jak znaleźć pracę w IT w Irlandii

Dziś postanowiłem napisać parę słów o tym, jak możliwie zwiększyć swoje szanse znalezienia pracy w IT w Irlandii. To dość częste pytanie z którym się spotykam, istnieje też kilka mitów z nim związanych, dlatego zdecydowałem się poświęcić temu tematowi osobny wpis na blogu. Mam nadzieję, że wpis się przyda – szczególnie teraz, kiedy rynek IT w Irlandii (głównie w Dublinie) rośnie jak na drożdżach i pochłania praktycznie dowolne ilości specjalistów.

Wpis będzie dotyczył przede wszystkim osób, które mają już jakieś doświadczenie zawodowe (2-3 lata to minimum dla większości ofert), ale nawet osoby szukające pracy na stanowiskach „juniorskich” powinny znaleźć tu informacje dla siebie. Oczywiście skupiam się na szukaniu pracy z Polski, ale „miejscowi” też mogą skorzystać z porad dotyczących tego jak się dobrze zaprezentować przed pracodawcami.

A dla wytrwałych? Niespodzianka na końcu tekstu! ;-)

Mity dotyczące szukania pracy w IT w Irlandii

Na początek zajmę się mitami – wiele ludzi wierzy w nie, przez co zabiera się do szukania w bardzo zły sposób, marnując swój czas, a często pieniądze.

Mit Pierwszy: Pracy należy szukać „na miejscu”

Nie, nie i jeszcze raz nie. Szczerze odradzam i jeśli mimo wszystko chcesz przyjechać szukać pracy na miejscu – nie mów, że nie ostrzegałem.

Po pierwsze, firmy IT mają bardzo duże „parcie” na zatrudnianie specjalistów, przez co są one chętne, by zatrudniać pracowników zza granicy i nie oczekują, że mieszkasz 15 minut drogi od ich biura, żeby wpaść już jutro na rozmowę kwalifikacyjną. Co więcej, plusem rekrutacji w IT jest to, że umiejętności techniczne stosunkowo łatwo można zweryfikować „zdalnie”. Z tego powodu większość procesu rekrutacji może odbyć się zdalnie (np. zadanie programistyczne) oraz przez Skype (pierwszy screening, a potem kolejne rozmowy techniczne), a spotkanie twarzą w twarz może być końcowym etapem rekrutacji. Wiele firm zapłaci nam wtedy za część lub całość kosztów przelotu i pobytu, a nawet jeśli nie, to sami możemy zorganizować sobie kilka rozmów w ciągu 3-4 dni i upiec kilka pieczeni przy jednym ogniu. Cały taki proces rekrutacyjny może potrwać od dwóch tygodni do miesiąca (albo i dłużej), ale Wasza obecność na miejscu jest wymagana zazwyczaj tylko RAZ. Jeden raz, pół dnia – nie przez 3 tygodnie non-stop.

Po drugie Dublin jest drogi. Przyjazd tutaj to „spalanie” pieniędzy. My, mieszkając tu na stałe mamy ok. 70-75 EUR „stałych” kosztów dziennie (wynajem mieszkania, rachunki, jedzenie, transport etc.). Nie jestem na bieżąco z cenami hoteli, ale strzelam, że to co najmniej 50% więcej. AirBnB jest tańsze – w naszej okolicy trzeba liczyć ok. 45-70 EUR za dzień, ale generalnie da się znaleźć przyzwoity pokój w rozsądnej odległości od centrum za ok. 40-50 EUR za dzień. Do tego doliczcie co najmniej 20 EUR za dzień na jedzenie i transport (zakładam 2 bilety za 2.50 EUR i w wersji „dietetycznej” lunch na mieście za 9 EUR i śniadanie za 6 EUR we własnym zakresie). To, w zaokrągleniu, 400-500 EUR tygodniowo. Nie ma takiej rekrutacji w IT, która by się zakończyła w tydzień – mówimy o co najmniej 2 tygodniach siedzenia na miejscu, czyli o potencjalnie wyrzuconym w błoto 1000 EUR, czyli ~4200 PLN. Zauważcie, że zupełnie pominąłem tu koszt przelotu.

Prawda: pracy w IT szuka się w Irlandii zdalnie, kropka. Jeśli nie jesteście pewni swoich umiejętności, to siedzenie tutaj w niczym Wam nie pomoże. Jeśli jesteście dla potencjalnego pracodawcy potencjalnym wartościowym nabytkiem, to poza nielicznymi wyjątkami nie będzie miało dla niego znaczenia, czy przyjedziecie na rozmowę jutro, czy za półtora tygodnia – poczekają. Oczywiście nie dotyczy to kontraktów, gdzie czasem szuka się ludzi „na już”, ale to jest margines rynku – zwykle nawet kontraktorzy są zatrudniani z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Przyjazd planujcie „z głową”, a pieniądze oszczędźcie na przeprowadzkę – jeśli przyjedziecie tu na stałe, będziecie potrzebować co najmniej ok. 2-3 tys. EUR na start, wynajęcie mieszkania lub pokoju, przejazdy i życie do pierwszej wypłaty.

Mit – każdy moment jest dobry na szukanie pracy

Spotykam się czasami z ludźmi, którzy mają taki oto pomysł: „mam czas w wakacje, przyjadę i poszukam pracy”. Świetnie, ale prawdopodobnie marnujesz czas.

Nie jestem specjalistą od rynku pracy, ale znam go na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że są w roku dwa martwe sezony: tuż przed wakacjami i na początku wakacji oraz grudzień, Święta i Nowy Rok. Dlaczego? Prawdopodobnie dlatego, że wakacje to leniwy okres, w biurze jest mało ludzi, brakuje „kompletu” osób wymaganych do przeprowadzenia procesu rekrutacji (HR, osoby techniczne, team leader etc.), a nawet jeśli taki komplet się znajdzie, to ma więcej roboty, bo zamiast np. 3 osób od HR jest tylko jedna, więc „przepustowość” rekrutacji drastycznie spada. Jeszcze gorszy jest grudzień – ta sama sytuacja, ale do tego dochodzą kończące się budżety roczne, często brak szczegółowych planów na zbliżający się rok i ogólny zastój procesów decyzyjnych.

OK, wiemy już kiedy pracy nie szukać. A kiedy szukać? Na logikę – tuż po okresach przestojów: na początku nowego roku (zwykle 2-3 tydzień stycznia, żeby firmy zdążyły się na nowo „rozpędzić” po leniwym grudniu) oraz pod koniec wakacji (koniec sierpnia, wrzesień). Do tego okres przed wakacjami (kwiecień / maj) też wydaje mi się nieco bardziej „żywy”.Reszta roku jest w moim odczuciu neutralna – oferty się pojawiają, ale nie ma ich zbyt wielu.

Aby nie być gołosłownym, patrzę teraz na mojego LinkedIn’a „od końca roku” i zliczam „sensowne” oferty: w grudniu dostałem ich 4, w listopadzie 3 (ale wtedy zaktualizowałem mój profil o nową pracę, więc rekruterzy wiedzieli, że nie mają po co pisać ;-) ), następnie od sierpnia do października dostawałem po 10-12 ofert miesięcznie. W czerwcu i lipcu dostałem odpowiednio 6 i 5 ofert, w maju 17 (!), w lutym, kwietniu i marcu po ok. 8-10, w lutym 12 i 14 w styczniu. Oczywiście mój przypadek nie może służyć za źródło jedynej prawdy o rynku pracy, ale pozwala zauważyć, że w ciągu roku są lepsze i gorsze okresy na szukanie pracy.

Prawda: Szukając pracy należy uważać na sezon wakacyjny i grudzień. Warto skupić się na szukaniu w pozostałych miesiącach roku, ze szczególnym naciskiem na styczeń oraz okres tuż przed sezonem wakacyjnym oraz tuż po.

Szukanie pracy – jak się pokazać?

Wiemy już jakich błędów nie popełniać, pora więc ustalić co zrobić, żeby zwiększyć swoje szanse.

Zakładam, że mamy ładne CV w postaci dokumentu PDF oraz założony profil na LinkedIn, który jest najważniejszym źródłem ofert pracy w IT w Irlandii (prócz bycia poleconym przez znajomego). Co jeszcze możemy zrobić, żeby wpaść rekruterom w oko? Najlepiej zacząć od poprawienia widoczności naszego profilu na LinkedIn. Oto kilka sugestii:

Jeśli jesteś programistą, tłumacz to  jako „Software Engineer”

Z mojego doświadczenia wynika, że to „Software Engineer”, a nie „Software Developer”, a już tym bardziej nie „Software Programmer” jest najpopularniejszym i „najlepszym” określeniem na zawód programisty w języku angielskim. Tak nazywa się to stanowisko w większości ofert, tego szukają rekruterzy. Jeśli uważasz, że to nie ma znaczenia, to pomyśl o polskim „programiście” i „informatyku”.

Popraw opis w nagłówku swojego profilu LinkedIn.

Opis w nagłówku, czyli tekst widoczny pod Twoim imieniem i nazwiskiem to pierwsza rzecz, która rzuca się rekruterowi w oczy i „sprzedaje” Twój profil. To także coś, co pozwala Cię łatwiej znaleźć. Użyj tego miejsca najlepiej jak potrafisz – nie pisz tam tylko o swoim obecnym stanowisku („Developer at XYZ”), ale napisz też coś o sobie, upychając w tej sekcji kilka istotnych słów kluczowych („Software Engineer at XYZ | Java, Scala, Python ninja | Big Data enthusiast”). Oczywiście nie należy przesadzać w drugą stronę, ale kilka słów kluczowych to dobry pomysł.

Ustaw w profilu LinkedIn znajomość języka „english” (a nie „angielski”)

Sporo osób przyzwyczajonych do szukania pracy w Polsce ma ustawiony język jako „angielski”. Oczywiście nie ułatwiamy w ten sposób znalezienia nas przez rekruterów, jeśli Ci oczekują znajomości języka „english”. Warto im pomóc.

Zmień podane w profilu LinkedIn miejsce pobytu na Irlandię

Tak, wiem, nie brzmi do końca uczciwie, skoro szukamy pracy z Polski, ale zależy nam na widoczności naszego profilu wśród Irlandzkich rekruterów i to jest sposób na osiągnięcie celu. Oczywiście należy im wyjaśnić naszą sytuację jak tylko się z nami skontaktują. Dla większości nie będzie to stanowiło większego problemu, skoro i tak jesteście nastawieni na wyjazd za granicę.

Dołącz do kilku grup „tematycznych” i do grup z ofertami pracy

Sporo rekturetów szuka kandydatów w takich grupach. Dołączenie zarówno do grup poświęconym konkretnym technologiom („Scala Enthusiasts”, „Java Users Group” itp.), jak i tym związanym z pracą ( „IT jobs in Dublin” itp.)

Oczywiście to tylko kilka „prostych trików” które polecam w celu zwiększenia „widoczności” naszego profilu na LinkedIn. Warto jednak przejrzeć całe swoje CV pod kątem treści, poprawności i wyglądu, posiłkując się przy tym artykułami na ten temat znalezionymi w internecie.

Czy warto szukać ofert na stronach takich jak Jobs.ie czy IrishJobs.ie? Na pewno nie zaszkodzi, ale LinkedIn to podstawa. Co więcej, LinkedIn jest świetnym „papierkiem lakmusowym” tego, jak wyglądają nasze szanse na pracę – jeśli rekruterzy sami do nas piszą, to jesteśmy na dobrej drodze. Jeśli nie piszą, to można pisać do nich samemu za pośrednictwem takich stron, ale warto mieć na uwadze to, że brak odzewu prawdopodobnie oznacza, że albo nasz profil zawodowy nie odpowiada temu, czego rekruterzy szukają, albo mamy za małe doświadczenie, więc wysyłając odpowiedzi na oferty znalezione w innych miejscach też wiele nie zdziałamy.

I pamiętaj – „świat IT” w Irlandii jest bardzo mały

To raczej porada na przyszłość: tutejszy „świat IT” jest mały. Ten w Dublinie jest jeszcze mniejszy. Co chwilę spotykasz ludzi, którzy znają Twoich kolegów z pracy, którzy pracowali z nim w poprzedniej pracy, albo znają się z uczelni. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że co najwyżej „dwa uściski” ręki dzielą Cię od pracownika dowolnej firmy z branży IT w Dublinie. Ten fakt ma bardzo istotne konsekwencje:

Konsekwencja dobra – jeśli jesteś dobry, to wszyscy szybko o tym wiedzą

Jeśli znasz się na swojej pracy, jesteś niezawodny, życzliwy, miło się z Tobą pracuje, to po paru latach w Irlandii znalezienie pracy sprowadzi się dla Ciebie do spotkania na kawie z rekruterem i ustalenia warunków. Ilość „poleceń” jakie dostaniesz od swoich byłych kolegów sprawi, że nie będzie potrzeby bawić się w formalności. Co ważne, nawet jeśli nie pracujesz tu od wielu lat, to i tak dwie trzy dobre referencje mogą ułatwić Ci szukanie pracy. Opinia innych osób o Tobie ma tu bardzo duże znaczenie i warto o nią dbać.

Konsekwencja zła – jeśli jesteś zły, to wszyscy o tym wiedzą… Jeszcze szybciej.

Jak możesz się domyślać, mały rynek działa w obie strony – jeśli jesteś kiepskim pracownikiem i nieżyczliwym kolegą, Twoje szanse na dobrą pracę maleją. Złe opinie rozchodzą się szybko i możesz być pewien, że będą brane pod uwagę przy rekrutacji, dlatego warto wyjaśniać sobie wszystko i rozstawać się z pracodawcami w dobrych relacjach nawet, jeśli nie byliśmy do końca zadowoleni ze współpracy z nimi.

Warto dodać, że nawet jeśli ktoś nie do końca sprawdzi się jako pracownik, to istnieje bardzo niewielka szansa, że ktoś będzie chciał wystawić mu negatywną opinię kiedy będzie szukał kolejnej pracy – zwykle w takich przypadkach mówi się, że pracownik był „w porządku”, ale że „nie do końca wpasował się w zespół”, albo „praca nie odpowiadała jego profilowi i zainteresowaniom”. Tutaj wychodzi Irlandzka (wyspiarska) „życzliwość” – nawet jeśli współpraca układała się nieidealnie, nikt raczej nie będzie Ci chciał długofalowo zaszkodzić z tego powodu; całą „moc” negatywnych referencji zostawia się na ludzi, którzy byli naprawdę złymi pracownikami – nie wywiązywali się z tego co do nich należało, byli konfliktowi, czy nieuczciwi. Wobec nich nikt raczej nie ma skrupułów i pracodawcy będą się wzajemnie chronić przed zatrudnianiem ludzi, którzy byli dla nich takim problemem.

FAQ lub CZP, czyli Często Zadawane Pytania

Pozostałe pytania, z którymi często się spotykam ciężko mi uporządkować, dlatego postanowiłem zebrać je w postaci pytań i odpowiedzi:

Nie mam pojęcia o zarobkach w Irlandii, jak negocjować?

Najpierw zapoznaj się z tym wpisem o zarobkach. Potem oszacuj swoje koszty życia korzystając z mojego raportu. Wiedz czego możesz oczekiwać i ile potrzebujesz aby żyć wygodnie i odłożyć tyle ile zakładasz (albo ile chcesz przepuścić miesięcznie na głupoty, jeśli nie zamierzasz odkładać ;-) ). A potem…

Poproś pracodawcę o przedstawienie Ci propozycji! Poważnie. Na początkowych etapach rozmów unikaj deklarowania ile chcesz zarobić – nie mieszkasz w Irlandii, masz prawo nie wiedzieć ile dokładnie oczekujesz. Masz swoje wyobrażenie, ale nie chcesz się deklarować – graj głupiego. Jeśli pracodawca chce Cię zatrudnić, to ma już wyobrażenie o tym, co chce Ci zaproponować. Jeśli to duża firma, to ta kwota zwykle nie podlega dużej negocjacji, więc nie ryzykuj, że powiesz mniej niż mógłbyś dostać. W przypadku mniejszych firm im bardziej pracodawcy zależy, tym większa szansa, że dostaniesz więcej niż mógłbyś sam zaproponować. Moja rada? Zaryzykuj.

Ja pracuję obecnie w drugiej firmie w Irlandii i jeszcze ani razu nie przedstawiałem swoich wymagań – najpierw, jak napisałem wyżej, „grałem głupiego” i poczekałem na propozycję (dostałem 10% więcej niż oczekiwałem), a za drugim razem zagrałem w otwarte karty, powiedziałem ile aktualnie zarabiam i poprosiłem rekrutera o to, żeby przedstawił ofertę, która wydaje mu się adekwatna. Ponieważ zależało mu na zatrudnieniu mnie, obiecał mi: „I’ll make you an offer you can’t deny” – słowa dotrzymał ;-)

Na co jeszcze, prócz doświadczenia zawodowego, zwracają uwagę pracodawcy?

Open Source. Ja swoją pracę jako programista Java (w Big Data) dostałem pracując jeszcze jako Pythonowiec. Co przekonało pracodawcę? Miałem na koncie kilka napisanych w Javie „patchy” do jednego z projektów Open Source – pracodawca przejrzał je sobie, ocenił co potrafię i miało to dla niego większe znaczenie niż to, że na co dzień, w mojej normalnej pracy, w Javie pisałem dwa razy w roku.

Alternatywa to własny projekt Open Source, nawet taki „zabawkowy”, byle ładnie napisany, otestowany itp. Coś, czym można się pochwalić. Na plus działają też wszystkie kursy (Coursera itp.), ale to dodatek – kod, kod i jeszcze raz kod. Jeśli widzę kod, to wiem co umiesz. Jeśli widzę certyfikat, to wiem tylko co być może umiesz, a co będę musiał dopiero zweryfikować.

Jak wygląda typowa rekrutacja przy szukaniu „zdalnym”?

Wszystko zależy od firmy, część z nich ma swoje bardzo „nietypowe” procedury rekrutacyjne, ale zwykle dla większości z nich schemat jest dość podobny. Pierwsza jest rozmowa (nietechniczna) na Skype z rekruterem – czasami to pół godziny, czasami godzina, rzadko nieco więcej. Zdarza się, że rekruter pyta o bardzo ogólne kwestie techniczne (potwierdza to co jest w CV, pyta o znane technologie itp.), ale nie należy się raczej spodziewać zagadek logicznych czy programistycznych. Drugi krok to na ogół zadanie programistyczne do zrobienia w domu – zwykle jakiś prosty projekt albo problem algorytmiczny. Na ogół powinien on zająć parę godzin, ale na jego odesłanie będziemy mieli kilka dni. Niektóre firmy pomijają ten krok, ale wydaje się on zyskiwać na popularności. Potem prawdopodobnie będzie miała miejsce co najmniej jedna (zwykle więcej: 2, może nawet 3) techniczna rozmowa na Skype – problemy do rozwiązania, algorytmy itp. Jeśli wszystko do tej pory poszło pomyślnie, tu następuje moment, kiedy będziemy musieli pofatygować się do Irlandii i spotkać się z kimś twarzą w twarz. Może to być miła pogawędka z kilkoma przyszłymi kolegami, ale może to też być kolejny zestaw rozmów technicznych – ciężko powiedzieć, to zależy od firmy. Jeśli wcześniejsze rozmowy poszły nam dobrze, to jest spora szansa, że potencjalny pracodawca wie już co umiemy i chce się tylko przekonać jak dobrze pasujemy do zespołu. Nawet jeśli pytania są techniczne, to bardziej mają one na celu zobaczenie jak będzie się z nami współpracować, jakimi będziemy kolegami itp. Po kilku dniach po tej rozmowie, jeśli wszystko poszło jak należy, powinniśmy dostać ofertę pracy, którą możemy zaakceptować lub odrzucić.

Dostaję masę ofert, ale po pierwszym kontakcie rekruterzy się więcej nie odzywają!

Po pierwsze: uważaj na „łowców CV” – nie wiem, czy mają oni płacone od CV wprowadzonego do systemu, czy może w tak dziwny sposób rozumieją ideę swoje pracy, ale jest grupa rekruterów, którzy polują na CV i reszta ma dla nich marginalne znaczenie.

Po drugie: sporo firm rekrutacyjnych nie szuka specjalistów, tylko skupia się na rekrutowaniu informatycznych „robotników” do mało ambitnych kontraktów. Jesteście dla nich tylko pozycją na liście – jeśli pasujecie do profilu konkretnej oferty, pod którą aktualnie rekrutują, to będą bardzo mili i „profesjonalni”. Jak tylko przestaniecie być potrzebni, zerwą kontakt… aż do czasu następnej oferty. Relacja z nimi jest czysto „biznesowa”, z tym że to Wy jesteście w tym biznesie towarem ;-)

Jak więc wybierać te wartościowe oferty?

Polecam skupiać się na ofertach, które są krótkie – jeśli lista wymagań dotyczących znanych technologii jest dłuższa niż 3-5 pozycji w różnych kategoriach i wszystkie one są wymagane, to zapala mi się czerwona lampka. Dobra oferta powinna skupiać się na kilku technologiach i powinna zostawiać pewną dowolność – np. „fajnie jeśli znasz MySQL’a, ale PostgreSQL też będzie w porządku; ostatecznie inna baza relacyjna też, jeśli jesteś biegły w SQL’u”.

Dobra oferta zawiera informację o firmie. Nie musi ona podawać jej nazwy (żebyście nie uderzyli bezpośrednio do tejże firmy), ale powinna informować o branży, co konkretnie firma robi, czy jest duża, do jakiego projektu rekrutuje itp. Im więcej informacji – tym lepiej. Oferta pt. „szukamy XYZ z takimi wymaganiami, zainteresowany?” od razu ląduje u mnie w koszu.

Dobra oferta powinna informować nie tylko o wymaganiach, ale także o tym co oferuje pracodawca. Brak tej informacji świadczy o stosunku pracodawcy do pracownika. Widełki płacowe to rzadkość, szczególnie jeśli firma szuka ludzi z różnym doświadczeniem, więc bym ich koniecznie nie oczekiwał, ale powinna chociaż wspominać takie kwestie jak benefity, czy „warunki / środowisko pracy”.

Oczywiście warto korzystać ze sprawdzonych firm rekrutujących – ja ze swojej strony mogę polecić szczególnie e-Frontiers, która to firma sprowadziła mnie do Irlandii. Bardzo, bardzo profesjonalne podejście do tego co robią i bardzo mili ludzie z „indywidualnym” podejściem do osób, które rekrutują. Jeśli będziecie mieli z nimi przypadkiem kontakt, szczególnie z Vincentem lub Johnem, to możecie wspomnieć tego bloga ;-)

Rekruter pyta mnie, kiedy mogę zacząć pracę, co powiedzieć?

Prawdę. Policz swój okres wypowiedzenia w Polsce, dodaj do tego trochę czasu na przeprowadzkę i szukanie mieszkania na miejscu (ciężko się ich szuka, kiedy już pracujesz i prosto z pracy jedziesz oglądać mieszkania). Polecam zarezerwować sobie na to od tygodnia do półtora. 2-3 dni na załatwienie ostatnich spraw w kraju (zakładam, że większość da się załatwić podczas okresu wypowiedzenia), a resztę na „ogarnięcie się” i szukanie mieszkania po przyjeździe. Nie należy rzecz jasna przesadzić w żadną stronę – zbyt długi okres potrzebny na przeprowadzkę może zniechęcić pracodawcę, a poza tym opóźni naszą pierwszą wypłatę i wydrenuje kieszeń z oszczędności. Zbyt mało czasu z kolei sprawi, że będzie nam dość ciężko przez parę pierwszych tygodni.

Ja zacząłem pracę 3 dni po przyjeździe i zdecydowanie było to zbyt wcześnie – szukanie mieszkania było dość kłopotliwe, a pierwsze dwa tygodnie wspominam jako ciągłą bieganinę. Wydaje mi się, że 2-3 dni więcej zrobiłyby mi dużą różnicę na plus.

To co z tą niespodzianką?

UWAGA! Poniższy akapit jest chwilowo nieaktualny – obecnie szukamy nowych pracowników w ograniczonym zakresie!

Firma, dla której pracuję – Zalando – intensywnie poszukuje specjalistów! Planujemy zatrudnić nawet ok. 100 osób w Dublinie w 2016 roku. Przede wszystkim szukamy programistów (Software Engineer) – preferowana jest Scala i Java, ale jeśli ktoś naprawdę dobrze zna się na rzeczy, ma doświadczenie i chce się przekwalifikować to aktualnie używany język ma drugorzędne znaczenie. Doświadczenie w Big Data i „data pipelines” / „data engineering” to wielki plus, bo tym się zajmujemy, ale ponownie – nic obowiązkowego. Dla kandydatów z „górnej półki” jesteśmy elastyczni. Oczywiście w zamian oferujemy świetne warunki – od zespołu i biura zaczynając, przez organizację pracy i wyzwania zawodowe, na zarobkach  i benefitach kończąc. Z racji tego, że szukamy osób na wielu poziomach doświadczenia (3+ lat), nie mamy określonych widełek, ale zapewniam, że propozycje dla właściwych kandydatów mogą znacznie przekroczyć górne widełki podawane w raportach o zarobkach.

Szczegóły oferty znajdują się tutaj.

Jeśli jesteś zainteresowany/a ofertą, możesz zaaplikować bezpośrednio przez stronę, albo odezwać się do mnie przez formularz kontaktowy. Jeśli masz pytania – pytaj.

Oprócz programistów szukamy też Data Scientistów, Product Specialistów i People Lead (wybaczcie brak polskich nazw).

Szukacie pracy, ale rozważacie także Berlin, albo Helsinki? Tu znajdziecie więcej ofert.

Chcesz pracować dla Zalando, ale nie widzisz oferty dla siebie? Pochwal się co umiesz, a może znajdziemy coś specjalnie dla Ciebie.

Zapraszam!

22 komentarze do “Jak znaleźć pracę w IT w Irlandii

    • Dokładnie tak :-) Już na zeszły rok mieliśmy ambitne plany, ale słusznie uznano, że póki team jest mały (max. 20-30 osób), należy zatrudniać powoli, tj. po kilka osób miesięcznie, upewnić się, że ludzie są „on the same page”, rozumieją produkt, cele itp., dzięki czemu wokół wcześniej zatrudnionych można budować dalsze zatrudnienie i nie ryzykować, że skończy się z setką ludzi błąkających się bez celu po biurze ;-) Teraz jednak nie ma zmiłuj i wracamy do ambitnego planu! :-)

  1. Bardzo dobry wpis.
    Moja firma tez poszukuje intensywnie programistow.
    Ostatnio rozmow nie za duzo, widac nie ma kogo na nie zapraszac.
    Moja uwaga to dobry programista dostaje robote blyskawicznie – zadne tam 3 tygodnie. Firmy wiedza ze im dluzej mysla tym wieksza sznsa ze gosc pojdzie gdzie indziej.
    Standard to 15 minut z rekturem na telefonie – potem godzina lub dwie z klientem i propozycja po 3 dniach.
    Jak to trwa dluzej znaczy nie sa pewni i trzymaja w odwodzie.

    • Dzięki :-)

      Co do tego czasu – moim zdaniem to zależy; są firmy bardziej „zwinne”, które potrafią załatwić rekrutację od początku do końca w 4-5 dni, ale są korporacje, które nawet jak im zależy i się „spieszą”, to potrzebują 2-3 tygodnie od pierwszej rozmowy do przedstawienia oferty – bo procedury, bo „compliance”, bo mają „hiring comitee”, który musi przyklepać każdą ofertę, a który zbiera się co 2 tygodnie itp. Moim zdaniem 2 tygodnie to na ogół dobry czas, ale 3 tygodnie też się zdarzają.

    • Pewnie masz sporo racji.
      Choc zaczyna sie to zmieniac – moja firma do malych i zwinnych wcale nie nalezy, ale jak widza kogos dobrego to sa w stanie sie naprawde sprezyc.
      Ale to zawsze zalezy od kandydata i wcale nie tylko od jego umietnosci kodowania. Doswiadczenie ze SCRUM oraz osobowosc czesta sa bardzo istotne. Pamietam jednego naprawde swietnego goscia – najlepszy programista jakiego mialem przyjemnosc odpytywac, pierwszy raz mialem wrazenie ze po drugiej stronie siedzi gosc lepszy ode mnie.
      I zostal odrzucony ze wzgledu na… Wlasciwie cholera wie co – charakter sie nie spodobal.

      Aczkolwiek z miejsca dla faceta o takich umiejetnosciach podjeto decyzje o skroceniu procesu rekrtuacyjnego i pokazania od razu goscia naszemu head of development.
      Pewnie dlatego ze czesto slyszalem – tak dalismy komus oferte ale ja odrzucil bo dostal lepsza.

    • Osobowość w wielu firmach jest kluczowa, a przynajmniej bardzo ważna – I zdecydowanie się zgodzę, że tak powinno być. Ja sam wolę średniego dewelopera z dobrym nastawieniem i chęcią nauki, niż zdolnego dupka (moje robocze tłumaczenie „brillant jerk”, jak ich się tu nazywa) – taka osoba potrafi rozwalić pracę kilkunastu innych osób, czego doświadczyłem na własnej skórze w przeszłości. Zresztą to nawet nie chodzi o to, czy ktoś jest „dupkiem”, czy nie – chodzi o to jak się z tą osobą dogadujesz, czy rozumiecie się w pół słowa itp. Ktoś (P. Thiel?) kiedyś powiedział, że zanim zatrudnisz człowieka powinieneś sobie wyobrazić, że masz gdzieś z nim lecieć w interesach, ale z powodu pogody utknęliście na lotnisku na kilkanaście godzin ;-)

  2. Dzięki za artykuł. Będę podrzucał znajomym jeśli mnie ktoś zapyta o szukanie pracy w IT w Dublinie. :)
    Moje 2 centy. Pracuję w Dublinie 1.5 roku, znalazłem pracę zdalnie.
    Warto wiedzieć, że rynek pracy w Irlandii i UK różni sie diametralnie od rynku w innych krajach Europy czy USA. W Irlandii działa około 700 agencji head hunterskich. Firmy (np moja) często nie prowadzą własnych działań rekrutacyjnych, nie publikują ogłoszeń i nie mają stron typu „careers”. Serio! Większość zatrudnia przez te agencje.
    O agencjach warto pamiętać, że im na tobie w ogóle nie zależy. Chcą zgarnąć prowizję. Jeśli zarabiasz więcej to zgarną więcej, ale że lepszy wróbel w garści.. to starają się twoje zarobki negocjować w dół. Gdybym uległ mojej HH w kwestii zarobków dzisiaj bym z rodziną chyba głodował.
    Wysyłając im CV spodziewaj się że je przerobią, tak żeby keywords się zgadzały (np. widziałem CV gdzie w każde stanowisko HH upchnęła „DevOps” choć to się kupy w ogóle nie kleiło np. „Senior Enterprise Storage Engineer DevOps”).
    Jedna z technik HH, to wysyłanie do nowo poznanego „towaru” 5 – 10 różnych ofert „do wyboru” wśród których będą ze 2-3 „duże” np Twitter czy Amazon i reszta mniej znanych. Te 2-3 seksowne są tylko po to, żeby wyłudzić twoje CV, a wśród tych 5-10 ofert 1-2 są w ogóle prawdziwe i aktualne i to nie są te landrynki które przykuły twoją uwagę :) Co nie znaczy że są złe, ja się w taką sieć dałem złapać i przez jakiś czas było nawet ciekawie.
    Podsumowując, tak jak piszesz, jest się towarem dla HH, często są to łowcy CV. Te kontakty są przykre ze względu na ich podejście i często brak polotu, ale nie przeskoczysz tego.

    Ten „hack” z ustawieniem lokalizacji w LinkedIn na Dublin, o którym piszesz. Sam tak właśnie nawiązałem kontakt z kilkoma HH (head hunter). Z tym, że LinkedIn nie działa w tej kwestii tak dobrze jak monster.ie. HH dostają chyba powiadomienia z monster.ie o nowo utworzonych profilach, bo po rejestracji dostawałem przez 1-2 tyg. maile i telefony codziennie, a potem już mnie mieli w swoich kajetach i przysyłali kolejne ofery. Także polecam założenie profilu w monster.ie z nieszczerze podaną lokalizacją. Nie ma problemu, żeby powiedzieć prawdę przy pierwszej rozmowie.
    Z drugiej strony część HH nastawiona jest na upolowanie kogoś z bloku wschodniego i kiedy przeszukują LinkedIn, pomijają osoby już mieszkające w Dublinie. Odkąd się przeniosłem do Dublina na LinkedIn, niektórzy HH przestali się mną interesować. Myślę, że powodem jest to, że jak się kogoś zaimportuje, opłacając mu przeprowadzkę, to łatwiej go przywiązać. Może łatwiej wynegocjować mniejszą płacę? A może po prostu jesteśmy lepsi. Nie jesteśmy? :)

    • Dzięki za bardzo wartościowy komentarz (w zasadzie komentarze – tu i w innych wpisach ;-) ). Co do agencji (nie mylić z „normalnymi” firmami zajmującymi się rzetelną rekrutacją!) to prawda – większość jest zwyczajnie niekompetentna, nie mówiąc już o tych, które dodatkowo są „celowo” złe, próbując złowić ludzi kłamstwami o ofertach pracy, albo marnując ich czas licząc, że jak ich „przetrzymają”, to ci będą bardziej chętni, żeby jednak „coś” podpisać. Unikać, unikać, unikać.

      Z monstera korzystałem parę lat, ale głównie dostawałem maile od hindusów rekrutujących na kolejne „urgent requirement” dla „direct customer” w USA. Nieuleczalni spamerzy, najgorszy sort rekruterów – dostali u mnie osobny filtr spamowy tylko na swoje własne potrzeby ;-)

      Są head-hunterzy, którzy po prostu celują w rynek „overseas” bo ludzie zza granicy na ogół mają mniejsze wymagania finansowe (nie znają realiów, patrzą na raporty płac, które pokazują przypadek „średni”), a ponieważ dodatkowo ściągając takiego człowieka zwiększasz podaż pracowników na rynku, to de facto ułatwiasz sobie pracę ;-)

  3. Dziękuje za wpis! Akurat myślę o przeprowadzce do Dublina i ten wpis ( a w zasadzie cały blog) jest dla mnie bardzo pomocny. Mam też dwa pytania.
    Jak wygląda kwestia podwyżek? W Polsce spotykałem się z dwoma rodzajami firm. Takie w których łatwiej było zmienić pracę, niż dostać sensowną podwyżkę, oraz takie gdzie coroczne podwyżki były normą, a dobra postawa owocowała naprawdę sporą podwyżką. Jak to wygląda w Irlandii?

    Drugie co mnie ciekawi to w jaki sposób zebrać referencje. Czy w postaci listów referencyjnych i dołączyć je do CV, czy może wystarczą dane kontaktowe do osób które te referencje mogą nam wystawić i przekazuje je na rozmowie kwalifikacyjnej? Czy referencje z Polski są w ogóle brane pod uwagę?

    • Cieszę się, że blog się przydaje!

      Odnośnie podwyżek – nie ma reguły. Mała firma może nie mieć na regularne podwyżki, dynamicznie rosnący, średniej wielkości start-up będzie wolał unikać podwyżek, jeśli pracownicy się nie upominają, żeby móc zainwestować pieniądze gdzie indziej, a duże, betonowe korpo po prostu ma pracowników gdzieś, bo „mięso” się zawsze znajdzie, żeby robić za taką stawkę jaką dają na start. Jednocześnie można spotkać małą firmę, w której właściciel jest bardziej hojny niż musi, start-up, którego właściciele uważają, że doświadczony pracownik jest cenniejszy niż dwóch juniorów, albo korpo, które zwyczajowo robi „salary adjustment” raz w roku. W IT raczej przewaga jest w stronę tego drugiego przypadku, ale wiadomo – różnie bywa. W ramach ciekawostki: firma w której aktualnie pracuję całkiem niedawno ze start-upu zamieniła się w dużą firmę i w tym roku ogłosiła „urynkowienie” zarobków dla wszystkich pracowników, którzy byli z nimi od dawna; w okresie intensywnego wzrostu nie płacili rewelacyjnie (patrz przypadek rosnącego start-upu wyżej), ale teraz wszystkie pensje zostały zrewidowane.

      Nigdy referencji nie miałem i nikomu nie pokazywałem – problem z referencjami jest taki, że te najbardziej wartościowe to te z naszej aktualnej pracy, a z oczywistych względów nie możemy ich podać rekruterowi od potencjalnego „nowego” pracodawcy, jeśli pracę zmieniamy „po cichu” (czyli 99% przypadków). Poza tym wiedza techniczna jest o tyle „fajna”, że łatwo można ją sprawdzić testami, rozmową itp. Gorzej z „osobowością”, ale rozmawiając z człowiekiem parę razy można też nieco poznać jego „sposób bycia” i wyrobić sobie na ten temat jakieś zdanie. Tak więc tym bym się za bardzo nie przejmował. Natomiast jeśli jednak takie referencje okażą się niezbędne (firma / rekruter powinien to zaznaczyć przy pierwszej rozmowie, albo nawet w ogłoszeniu), to powinien wystarczyć kontakt do osoby, która zgodzi się porozmawiać z kimś z firmy, w której szukamy pracy. W „papierowe” bym się nie bawił, po prostu szkoda czasu.

  4. Orientujesz się jak wygląda praca w architekturze/budownictwie? Interesuje mnie praca jako CAD Technician. Jestem młodym inżynierem z dwuletnim doświadczeniem w Polsce w biurze projektowym. Z góry dzięki za odpowiedź.

    • Niestety nie, ta branża jest mi kompletnie obca i nie kojarzę nawet nikogo z tutejszych znajomych, kto by w niej pracował. Natomiast trudno mi nie zauważyć, że z moich znajomych z Polski, którzy kończyli architekturę i wyemigrowali (będzie kilkanaście osób), w zasadzie wszyscy wylądowali w Niemczech, Szwajcarii, Francji albo Szwecji, co pozwala mi sądzić, że te kraje są najlepszym kierunkiem do emigracji dla osób z takim wykształceniem, czego – prawdopodobnie – o Irlandii już powiedzieć nie można.

  5. Orientujesz się czy certyfikaty typu OCP czy MCPD stanowią jakąś realną wartość dla Irlandzkich rekruterów?

    • W przypadku Oraclowych: ciężko powiedzieć, zależy od oferty, ale zdarza mi się je widywać. Podejrzewam, że nic nie przebije doświadczenia i „polecenia”, ale pewnie mogą być miłym dodatkiem, szczególnie na niższych szczeblach, gdzie konkurencja jest większa. Certyfikaty MS to nie moja bajka – nie mam pojęcia.

    • Jak na ironię, właśnie się dowiedziałem, że mój pracodawca ma zamiar zacząć testy związane z wykorzystaniem Codility w rekrutacji, więc moja poprzednia odpowiedź jest już nieaktualna ;-)

  6. Dla mnie Codility jest nie do końca wiarygodny, problemy która są tam do rozwiązania to typowo matematyczno algorytmiczne problemy (niektóre z nich są naprawę trudne szczególnie że ma się określony czas na zrobienie), z którymi przeciętny programista nie spotyka się. Na pewno ten komu uda się przejść przez to sito jest dobry żeby nie powiedzieć bardzo dobry i łatwo nie sprzeda skóry :)

    Pozdrawiam

    • Z mojego doświadczenia Codility sprawdza się jako pre-screening (proste zadania, które wykluczają ludzi, którzy nie potrafią programować, zanim zaczną zabierać czas pracownikom), ale używanie go jako jedynego testu umiejętności technicznych to moim zdaniem pomyłka – Codility wymusza tworzenie poprawnych, ale brzydkich rozwiązań tworzonych pod presją czasu, skupia się tylko na jednej technologii (konkretny język programowania) i nie uwzględnia takich kwestii jak „design” (struktura programu itp.), znajomość zewnętrznych bibliotek, pisanie testów, korzystanie z „build tools” i tym podobnych. Dlatego na kolejnych etapach preferuję „take-home assignment”, a Codility nie jest mi generalnie do niczego niezbędne, aczkolwiek może nieco pomóc z pre-screeningiem. Jak z każdym narzędziem – można go użyć dobrze, można go użyć źle :-)

  7. Witam,
    Mam dwa pytanka:
    1. Jak jest z „ageizm” w Irlandii w IT. Czy mając 40 lat z małym plusem jest sens próbować? Oczywiście raczej na stanowiska senior/architect/team leader.
    2. Z tego co widzę w ofertach to java przeważa. Czy w związku z tym zarobki podane przykładowo dotyczą raczej javy a w świecie .net będą niższe?
    Pozdrawiam

    • 1. Nie wiem jak w innych firmach, ale najlepsi Principal Engineers / Architekci / Seniorzy z jakimi pracowałem mieli na ogół 40-44 lata (dwa wyjątki od tej reguły to 32 i 35 lat), a pracowałem też z ludźmi starszymi. Moim zdaniem liczy się wiedza, ale nie wykluczam, że także i marka – jeśli ktoś przychodzi „świeży” mając 40 lat może mieć nieco trudniej niż ktoś, kto budował w IE karierę od 15-20 lat.
      2. Niestety nie mam bladego pojęcia o rynku .Net – sugeruję rzucić okiem na raporty firm rekrutacyjnych i zobaczyć jak się ma Java do .Net.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *