Cudze kupicie, za swoim zatęsknicie!

Choć na zaopatrzenie Irlandzkich sklepów spożywczych nie narzekam, a jakość produktów zwykle nie pozostawia wiele do życzenia, przyzwyczajenia przywiezione z Polski sprawiają, że niektórych produktów po prostu mi brakuje. Niektórych nie ma wcale, inne są, ale w wersjach, które nijak mają się do moich oczekiwań. Wtedy najbardziej doceniam polskie sklepy rozsiane po całym Dublinie, dzięki którym mogę zaopatrzyć się w to, czego normalnie w Irlandii bym nie kupił.

Za czym więc tęsknię i czego mi brakuje?

Poniżej znajduje się moja osobista, (oczywiście) subiektywna lista polskich produktów, których w Irlandzkich sklepach nie udało mi się dostać (chyba, że miały “polskie stoiska / działy”), lub dla których nie znalazłem “godnego” zamiennika. Kolejność przypadkowa.

  • chleb – długo mógłbym pisać jak okropny jest tutejszy chleb, ale nie chcę zrzędzić, więc napiszę, że chleb po prostu pieczemy sobie sami, bo ten w polskich sklepach na ogól jest niewiele lepszy (taki “marketowy” chleb z Polski). Mamy sprawdzony przepis opracowany samodzielnie metodą prób i błędów, oparty o niewielką ilość drożdży, który nadaje się zarówno na chleb jasny, jak i ciemny, z cebulą (opcjonalnie z suszonymi pomidorami), albo na wariant z ziarnami. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to mogę na jeden wpis zamienić tego bloga na bloga kulinarnego i podzielić się przepisem. A kiedyś może skusimy się na hodowanie zakwasu.
  • ser biały / na sernik – twaróg, ser biały, ser na sernik… Ogólnie – bryła białego sera, mniej lub bardziej przemielona. O czym byśmy nie mówili, nie udało mi się jeszcze znaleźć jego odpowiednika. Co gorsza, o ile twaróg można jeszcze dostać dość łatwo w polskich sklepach, o tyle za serem na sernik (taki kremowy, w wiaderku) biegaliśmy z żoną ostatnio dobre dwa tygodnie i nie udało nam się go kupić. Mamy podejrzenia, że do sklepów trafia w okolicy Bożego Narodzenia i Wielkanocy – przekonamy się za 2-3 miesiące.
  • sok Kubuś – tak, kryptoreklama, ale nic nie poradzę na to, że Kubusia po prostu uwielbiam. I musi być to konkretnie Kubuś, a nie jakiś sok marchwiowo-bananowy. Na szczęście jest on dostępny nie tylko w sklepach polskich, ale też w “polskich działach” w większości marketów.
  • majonez sałatkowy Winiary – kolejna kryptoreklama, ale ten majonez zdecydowanie różni się w smaku od wszystkich innych. Nie potrafię nazwać różnicy, ale to jest po prostu jedyny majonez, który mi smakuje. Na szczęście jest go w polskich sklepach pod dostatkiem.
  • budyń – po prostu budyń. Proszek w saszetce, nic wielkiego. Dobry na śniadanie, niezbędny do niektórych ciast. Niestety, w Irlandii wydaje się być nieznany. Ktoś proponował mi “custard” w proszku jako zamiennik, ale jestem nastawiony sceptycznie…
  • kasza manna – mój przysmak śniadaniowy, także nieznany w Irlandii.
  • sól jodowana – choć mogłoby się wydawać, że na wyspie jodu nie powinno zabraknąć, jest wprost przeciwnie. Sól jodowana jest w zasadzie nieznana (sól morska i sól jodowana to NIE to samo!), a kobiety w Irlandii są mocno narażone na niedobory tego pierwiastka w czasie ciąży. Dobrze, że chociaż ryby mają go nieco więcej.
  • mąka żytnia / ziemniaczana – wracając do wspomnianego już chleba, jeśli ktoś nie chce chleba na drożdżach, to będzie musiał wyhodować sobie zakwas – do tego niezbędna jest (chyba) mąka żytnia. Z kolei budyń można zrobić samemu, ale wskazane jest użycie mąki ziemniaczanej. Obie te mąki są w Irlandii dość rzadkie – nie powiem, że poza polskim sklepem nie da się ich w ogóle dostać, ale jakiś czas temu miałem z tym spory problem.
  • drożdże żywe – nie jest to może rzecz niezbędna do życia, a drożdże suche są całkiem niezłym zamiennikiem, ale mimo wszystko jeśli ktoś potrzebuje akurat drożdży żywych, to bez wizyty w polskim sklepie raczej się nie obędzie.
  • bób – dodane do listy na życzenie mojej żony. Szczęśliwie znaleziony w polskim sklepie.

Jak widać lista nie jest bardzo długa, ale produkty w większości dla mnie “kluczowe” – bez czterech ostatnich jakoś bym sobie poradził.

Oczywiście jest i druga strona medalu – produkty, które uwielbiam, a których w Polsce dostać się nie da… Ale to temat na osobną listę.

A Ty za czym tęsknisz?

2 komentarze do “Cudze kupicie, za swoim zatęsknicie!

    • Kabanosy – prawda. Ogólnie wielu mięs, kiełbas itp. w Irlandii po prostu nie ma. Ser biały to jest chyba Polski ewenement – nie znam niczego innego, co chociaż zbliżyłoby się do prawdziwego, polskiego, wiejskiego sera białego. Nawet w Polsce już go ciężko dostać, bo to co leży w sklepach, to zazwyczaj też już tylko suchawy substytut prawdziwego sera. Mleko – dla mnie odkryciem w Polsce było mleko z automatów i szkoda, że taki pomysł jeszcze do Irlandii nie zawitał.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *